Loading..

Od lat w każdą niedzielę w południe o godz. 12 jest tu sprawowana Msza Święta. Ludzi zjawia się tłum. Większość przyjezdnych uczestniczy w liturgii, której z reguły przewodniczy ksiądz proboszcz, część zmierza do Źródła świętego Świerada z najlepszą, jak mówią mieszkańcy gminy, źródlaną wodą w tej części Dolnego Śląska, a jeszcze inni zwiedzają ruiny Wenecji, parku stanowiącego część byłego szpitala lub spacerują po okolicy.

W 1991 roku metropolita wrocławski wydał stosowny dokument, w którym powołał do istnienia osobny ośrodek przygotowujący do utworzenia parafii w Sulistrowicach. Jego gospodarzem został ksiądz Staszak. Początkowo ośrodek duszpasterski księdza Ryszarda liczył około pięćset dusz i obejmował trzy wioski, Sulistrowice, Sulistrowiczki oraz Będkowice. Duszpasterstwo skupiało się wokół świątyni i domu katechetyczno-parafialnego.

W miejscu, w którym dziś stoi Sanktuarium Matki Bożej Dobrej Rady pierwotnie na polanie stał pamiątkowy krzyż, który wraz z placem poświęcił biskup Józef Pazdur. W czasie, gdy kapłani modlili się z wiernymi, Jerzy Wojnarowicz pracował nad koncepcją świątyni. Ostatecznie w jego głowie zrodził się śmiały projekt drewnianego, kameralnego kościoła na planie siedmioboku. Rozpoczęła się budowa. Pracownicy zaprzyjaźnionego z parafią kamieniarza, pana Krzemienia z pobliskich Wir, z werwą rozpoczęli murowanie zewnętrznego pierścienia. Na kolejnym etapie prac powstał cokół, ściany, w tym okna w kształcie krzyży: jerozolimskiego i rzymskiego. Budynek piął się w górę.

W międzyczasie budowniczy w sutannie rozpoczął gromadzenie drewna do konstrukcji więźby dachowej. Naprzeciw potrzebom parafii wyszło Nadleśnictwo Miękinia, a zwłaszcza emerytowany dziś nadleśniczy Jan Dudycz, który podarował duszpasterzowi potrzebny materiał i zadbał, aby był dobrej jakości.  Było to niezwykle ważne, ponieważ cała konstrukcja i dach kościoła miały być drewniane. Drzewo musiało pochodzić z wyższych partii Ślęży, bo tam narażone na trudne warunki, ma mocniejsze słoje.

Okazało się, że zaprojektowana więźba dachowa przerastała możliwości miejscowych fachowców. Rozpoczęły się poszukiwania. Ks. Ryszard wraz z architektem Jerzym Wojnarowiczem pojechali do Chochołowa i Cichego z nadzieją, że znajdą tam cieśli, którzy to będą umieli zrobić. Po dwóch tygodniach szesnastu podhalańskich cieśli zjechało do Sulistrowiczek i zaczęła się ciężka, trzymiesięczna praca. Precyzyjniej rzecz ujmując nie była to zwykła robota, lecz rodzaj sztuki, w której człowiek musiał nauczyć się współpracować z naturą. Trzeba było nie lada wirtuozerii, by dokładnie złożyć wszystkie elementy w jedną całość. Twarde drewno poddane sile rąk z każdym dniem tworzyło coraz regularniejsze kształty, aż z chaosu belek i desek zaczęła wyłaniać się siedmioboczna konstrukcja. Szczytem kunsztu okazała się drewniana latarnia, swoisty kamień węgielny, scalający na szczycie dachu jego siedem boków. Górale budowali go na polanie obok kościoła przez kilka tygodni.

Kiedy konstrukcja została przygotowana, przyjechał dźwig, wziął to za łeb, podniósł do góry i położył na szczycie dachu – podsumował w żołnierskich słowach Jerzy Wojnarowicz.

Najtrudniejsza praca została wykonana. Pozostało bicie gontów i w końcu budynek ukazał się w całej krasie. Kościół z niewielką zakrystią prezentował się bardzo dobrze, a wyczucie jego architekta sprawiło, że idealnie wkomponował się w zalesione stoki Ślęży. I choć była to typowo podhalańska stylówka wyglądał tak, jakby tu stał od zawsze, a polana, pobliskie Źródło świętego Świerada oraz przepływający obok Sulistrowicki Potok, tylko na niego czekały.

Wkrótce przy budowanym kościele zaczął wznosić się kolejny budynek, z wielką salą kominkową, z kuchnią i tarasem. Dziś Ośrodek Kultury Chrześcijańskiej, zwany też potocznie kawiarenką lub kafejką, jest otwarty właściwie cały czas. Zimą można się tu ogrzać przy rozpalonym kominku, a w lecie za symboliczne «Bóg zapłać» zjeść na tarasie lody czy wypić kawę. Dziś w Ośrodku można natrafić na spontaniczny koncert, a gitarowe akordy, dźwięki pianina czy harmonijki ustnej rozbrzmiewają stąd dość często.

W sumie budowa świątyni i ośrodka trwała kilka lat. Kardynał Henryk Gulbinowicz konsekrował ją w 2000 roku jako wotum Wielkiego Jubileuszu Chrześcijaństwa i 1000-lecia biskupstwa wrocławskiego. Gdy jego samochód zatrzymywał się przed kościołem nie było jeszcze ogromnego parkingu z estetycznymi straganami, które są tam dziś.